Banyoles – jezioro, kanały i starówka.

7312
0
Share:

Jadąc do Besalú, zachęceni opisem w przewodniku odbiliśmy na chwilę do Banyoles.

Szczególnie zachęcająco brzmiał opis starówki, malowniczej, klimatycznej,”poprzecinanej kanałami”. Ok, jak w Amsterdamie, więc jedziemy!

Starówka w Banyoles

To, co zobaczyliśmy, rzeczywiście było ładne, ale ze względu na brak jakiegokolwiek życia, brakowało temu miejscu „klimatu”. Była pora siesty, sklepy zamknięte, ludzi brak, 35 st C w cieniu, więc w sumie nie ma co się dziwić.

Spacerując, szukamy restauracji/baru i kanałów. Póki co, nie widać ;)

Czy my naprawdę jesteśmy w centrum miasta?

 

W pewnym momencie pies po raz kolejny zwraca naszą uwagę na płynące „rynsztoki”, jak je pierwotnie nazwaliśmy. Aaaa! To są te słynne KANAŁY! ;) Porównanie do Amsterdamskich wydaje się być nie na miejscu.

 

Mamy dość miasteczka, jedziemy nad jezioro.

 

Od razu lepiej! Jezioro otoczone jest zacienioną ścieżką spacerową i lekko wieje wietrzyk. O wiele przyjemniej niż w „centrum”.

 

Cały obszar jeziora jest objęty ochroną, do kąpieli wyznaczone są tylko trzy miejsca. My do nich nie docieramy, bo nie jesteśmy do tego przygotowani.

 

Oglądamy za to pesqueres, XIX-wieczne domki na wodzie, których wiele na tym jeziorze.

 

Pesqueres służyły do łowienia ryb, przechowywania łodzi, a niektóre także jako łazienki.

 

Ok, pora na jedzenie :) Przypadkowo trafiamy na restaurację azjatycką (nad samym jeziorem, przy kortach tenisowych). Piszę o tym, bo warto zatrzymać się tam na jedzenie. Wybór ogromny, jedzenie pyszne, a rachunek bardzo pozytywnie nas zaskoczył.

Po obiedzie siesta?

 

Oj nie, nie dla nas! Chcemy jeszcze „zaliczyć” jedną z polecanych tras spacerowych. W folderach wygląda ładnie, niestety w rzeczywistości rozczarowuje.

Jedną z atrakcji na trasie jest SPA z (oj nie pamiętam, chyba) XIX wieku, obecnie ruina

Ufff, wreszcie koniec. Wracamy na chwilę nad jezioro, a potem w dalszą drogę…

Share: