„Cieplejszy wieje wiatr” – guiris na katalońskiej ziemi.
Kto wkłada klapki i słomiany kapelusz w kwietniu, latem chodzi spalony na raczka, a na obiad w południe je w barze paellę z mrożonki? Na ulicy pojawili się właśnie pierwsi niestrudzeni turyści z wymiętymi do granic możliwości mapkami Barcelony. Pojawili się „guiris”. Zanim zaczniemy debatować nad tym, czy i kogo obraża to określenie, przyjrzyjmy się trochę jego historii i współczesnym konotacjom.
Określenie guiri pochodzi już z XIX wieku i ma zaskakującą etymologię historyczną. Otóż według słownika RAE wywodzi się od określenia cristinos (żołnierzy będących podczas ówczesnej wojny po stronie królowej), którego używali ich względem karliści. W ustach karlistów baskijskich słowo cristinos miało brzmieć guiristinos, analogicznie do łacińskiego cruce, bask. gurutze. Od określenia żołnierzy walczących z karlistami, guiristinos zaczęło przechodzić w znaczenie każdego mundurowego, czy to żołnierza czy przedstawiciela guardia civil.
Postępująca neutralizacja nazwy guiri może się też wywodzić z faktu, że dotyczy tylko i wyłącznie obcokrajowców przebywających na słonecznym południu czasowo, gdyż guiri, który nauczy się języka i zacznie z umiarem dawkować opalanie, tudzież używać odpowiedniego filtru, przestaje nim być. Inne lokalne określenia na imigrantów wciąż pozostają obraźliwe dla tychże, jak na przykład xarnegos (imigranci z innych części Hiszpanii), czy moros.
Nadja Monnet, doktorantka antropologii Universidad de Barcelona, w swojej pracy „Moros, sudacas y guiris, una forma de contemplar la diversidad humana en Barcelona” („Moros, sudacas i guiris jako odbicie różnic międzyludzkich w Barcelonie”) wykorzystała wywiady z mieszkańcami Barcelony o ich zdaniu na temat konotacji tego słowa. Przepytywani zgodnie twierdzili, że nie ma ono wydźwięku jednoznacznie negatywnego, choć prawdą jest, że w momencie jego wypowiadania buduje się barierę, chcąc powiedzieć „ja jestem stąd, a Ty nie”. Według nich nie niesie dobrych skojarzeń jeśli chodzi o sferę turystyczną, bo choć przynosi ona ogromne zyski, panuje przekonanie, że właśnie turystom wolno więcej – wtedy pełni funkcję wyżycia się, poczucia prawa do obrazy kogoś, kto zakłóca nasz spokój i równość. Natomiast już na płaszczyźnie koleżeńskiej może być nawet zabawne czy po prostu niegroźnie zaczepne. Stawiają też wyraźną granicę między guiri, który oznacza bardzo ogólnie obcokrajowca, a moro czy sudaca, czyli imigrantów, którzy przyjechali tutaj się osiedlić. Trudno oprzeć się wrażeniu, że w ten sposób w pewnej mierze usprawiedliwiają nadużywanie tego słowa, bądź co bądź stwarzającego bariery i stają się dużo mniej czujni, niż w przypadku stosowania wcześniej wspomnianych, zdecydowanie obraźliwych określeń na emigrantów z innych państw.
Przeciwko rozwojowi nazwy guiri w pozytywnym kierunku stoją też frazy, które powstały i wciąż powstają z jego użyciem, a które trudno już nazwać zabawnymi, takie jak „guiri gilipollas” („guiri frajer”), czy „guiri de mierda” („pieprzony guiri”) czy wreszcie „guiri bussiness”, którego nie trzeba tłumaczyć, a który krótko mówiąc określa dobrze rozwiniętą gałąź nie zawsze uczciwego zarabiania na turystach.
Czas pokaże, jak przeniknie ta wciąż kontrowersyjna nazwa do współczesnych środowisk integracji międzykulturowej i czy nadal będzie źródłem złośliwości i docinek. Na koniec lokalna ciekawostka: guiris określają też mieszkańcy Reus ludność z Tarragony, co ma związek z niegdysiejszą walką między miastami o lokalizację stacji AVE na ich terenie.