Miłość z podwójnym paszportem – o związkach międzykulturowych w Barcelonie (i nie tylko).

14749
0
Share:

Barceloński kalejdoskop

Każdy, kto choć przez chwilę przebywał w Barcelonie, zauważył, że jej główną cechą jest różnorodność – nie tylko architektoniczna i krajobrazowa, ale przede wszystkim kulturowa. Jako miasto portowe zawsze taka była, ale masowy napływ obcokrajowców z całego świata rozkręcił się tu na dobre po sukcesie Igrzysk Olimpijskich w 1992 roku. Sukces ten, wraz ze związanymi z nim zmianami w mieście, wprowadził Barcelonę do czołówki miast europejskich, w których obcokrajowcy chętnie spędzają nie tylko wakacje czy Erasmusa, ale także całe lata, nierzadko osiedlając się tutaj na stałe. Nie jest tajemnicą fakt, że również wśród Polaków Barcelona cieszy się dużym powodzeniem. Od 2007 roku, kiedy to Hiszpania otworzyła przed nami swój rynek pracy, jest nas tu coraz więcej. Barcelonę wybieramy nie tylko ze względu na pracę (ta jest przecież lepiej płatna tam, gdzie zimniej i bliżej Polski), ale głównie ze względu na inny styl życia i to, co się z nim tutaj wiąże.

Przyjeżdżamy, no właśnie, w liczbie pojedynczej czy może mnogiej? Jeśli w pojedynczej, to nierzadko rozpoczynamy nowy związek tutaj, w Barcelonie. Może być to relacja z kimś z samej Katalonii, Hiszpanii lub z innego bliższego czy bardziej odległego kraju. Mamy wtedy do czynienia ze związkiem międzykulturowym. Możemy także poznać tu rodaka czy rodaczkę lub po prostu przybyć do nowego kraju z partnerem – wtedy jest to związek monokulturowy, ale będąc zanurzonym w odmiennym, nowym środowisku, często staje się nieco inny niż pierwszy z brzegu związek Kowalskich z Gdańska czy Warszawy. Przyjrzyjmy się zatem bliżej temu, co dzieje się i dziać się może w naszych związkach między- i monokulturowych w Barcelonie i okolicach. Czy takie związki rządzą się własnymi regułami?

Jakie wyzwania przed nami stawiają?

Zacznijmy od… podzielenia się na grupy. Jak już Czytelnicy zdążyli zauważyć, „typów” związków ze względu na pochodzenie partnerów może być w Katalonii kilka. Pierwszy, nazwijmy go roboczo T1, to związek dwóch „tubylców” – relacja Katalończyków czy Hiszpanów urodzonych i wychowanych w Katalonii. Tym typem z oczywistych względów nie zajmiemy się szczegółowo w poniższym tekście, pojawi się on natomiast w porównaniach z pozostałymi konstelacjami. Druga grupa, T2, to związki osób „stąd” z przybyszami z zewnątrz, np. relacja Polki z Katalończykiem czy Katalonki z Amerykaninem.

Typ trzeci (T3) to tzw. „związek – ślimak”, w którym partnerzy zabrali ze sobą „dom” z państwa pochodzenia i przeprowadzili się do Katalonii. Wszyscy znamy zapewne niejedną parę Polaków, którzy przyjechali tu razem i kontynuują swój związek w Barcelonie. Do tego typu zaliczyć możemy również pary monokulturowe, które poznały się dopiero tutaj – wtedy wspomniany dom przyjmie znaczenie jeszcze bardziej metaforyczne i będzie „zbudowany” przez język, pochodzenie i podobieństwa kulturowe z nich wynikające. Ostatnią grupą są pary międzykulturowe, w których partnerzy pochodzą z różnych kultur, innych niż katalońska. Będzie to np. związek Polaka z Argentynką (T4).

Spotkanie dwóch kultur

Najczęściej spotykany profil pary obcokrajowców w Barcelonie i okolicach to stosunkowo młodzi ludzie, którzy przyjechali tu dokształcać się, rozpocząć lub kontynuować pracę w swoim zawodzie albo zupełnie zmienić styl życia – zacząć coś nowego. Czasem są to osoby, które z góry zakładają, że Barcelona będzie tylko (i aż) kilkuletnim etapem w ich życiu, chcą więc wrócić do swojego kraju lub kontynuować emigrację gdzie indziej. To najczęściej ludzie, którzy nie założyli jeszcze rodziny i nierzadko robią to po kilku latach pobytu tutaj lub po opuszczeniu Hiszpanii. Warto jeszcze zaznaczyć, że czynnik międzykulturowy odgrywa pewną istotną rolę we wszystkich parach, o których tu mowa (również w przypadku dwojga miejscowych) – swoiste różnice kulturowe istnieją w każdym związku, również u Nowaków z Inowrocławia, gdyż każdy z partnerów wychowany został w innej rodzinie, która posiada swoją własną, specyficzną kulturę: spojrzenie na relacje rodzinne, poglądy polityczne, społeczne i religijne, wykształcenie, pochodzenie, ideały, a także własne zwyczaje i rytuały.

Kultura pochodzenia jest częścią tożsamości każdego z partnerów, odgrywa więc istotną rolę w tworzeniu relacji, a w przypadku par międzykulturowych często nadaje związkowi fascynujący, nieznany wcześniej wymiar. Czerpią oni z różnorodności, „uczą się” nowej kultury (nierzadko także języka) i otwierają się bardziej na nieznane dotąd schematy zachowania, co pomaga w budowaniu silnego, pełnego akceptacji związku. Pojawiające się problemy można czasem zrzucić na karb różnic międzykulturowych i stawić im czoła z tego punktu widzenia – próbując zrozumieć sposób myślenia drugiej osoby wynikający z tychże różnic, a nie zrzucając na nią winę za sytuację i interpretując problem jako wynikający z jej wad. O takie nieporozumienia międzykulturowe łatwo w parach, w których partnerzy pochodzą z bardzo odmiennych kultur (jak kultury indywidualistyczne vs kolektywistyczne, o których za chwilę), gdzie pewne podstawowe zachowania, np. kontakty z rodziną pochodzenia, traktuje się zupełnie inaczej. Za stereotypowy przykład potencjalnej sytuacji problemowej niech posłuży sytuacja, w której Brazylijka często i długo rozmawia przez telefon z członkami swojej rodziny, co jest dla niej przejawem troski i unii z bliskimi, podczas gdy jej narzeczony, Anglik, mógłby to zinterpretować jako niezdrowe, przesadne uzależnienie od rodziny. Mógłby, chyba, że zaakceptuje to jako różnicę kulturową i przejdzie nad tym do porządku dziennego, o co koniec końców nie jest tak trudno, gdyż najczęściej takie drobnostki przegrywają z zaletami partnera. Nierzadko bywa przecież tak, że w partnerze z zagranicy znajdujemy coś, czego na próżno szukaliśmy na własnym podwórku.

Co zgrzyta, jeśli zgrzyta?

No dobrze, jeśli jest zatem tak miło, to dlaczego związki międzykulturowe i pary na emigracji miewają poważne problemy, które czasem kończą się nawet rozstaniem? Cóż, podobnie jak w przypadku par „lokalnych” coś w ich związku nie działa i nie wiedzą, jak temu zaradzić. W takiej sytuacji jest wiele par, które decydują się na psychoterapię. Większość z nich, niezależnie od pochodzenia, narzeka na problemy w komunikacji. Nic w tym dziwnego, wszak wyniki badań psychologicznych wskazują na to, że zdolności komunikacyjne są istotnym czynnikiem dla poziomu satysfakcji ze związku (to nas zresztą dziwić nie powinno). Tutaj zatem większych różnic nie ma. Istnieją one natomiast na poziomie przyczyn pojawiania się problemów. O ile nie jest ich może więcej niż w związku monokulturowym, to na pewno mogą być bardzo odmienne.

Co to za różnice? Przede wszystkim partnerzy muszą, parafrazując klasyka, odpowiedzieć sobie na jedno bardzo, ale to bardzo ważne pytanie: „Czym jest związek? (I jak wyobrażam sobie jego przyszłość z tym partnerem?)”. O ile w związku monokulturowym różnice w odpowiedziach na te pytania występują, ale nie są zazwyczaj ogromne, o tyle możemy być bardzo zaskoczeni, jak odmiennie mogą widzieć związek i małżeństwo partnerzy pochodzący z różnych kultur. Na wizję tę składają się poglądy na kwestie miłości i seksu, obowiązków wobec partnera, wierności, relacji z rodzicami i teściami itp. Po jakimś czasie istotne mogą stać się również poglądy na ekonomiczną stronę związku (kto pracuje, zarabia, jak zarządzamy finansami itd.), a także na sposób wychowania dzieci.

Przykładów takich konfliktów jest wiele i szanowni Czytelnicy, mieszkając w Barcelonie, z pewnością znają tego typu przypadki z obserwacji lub autopsji. Sytuacje, które opisuję w tym tekście, inspirowane są prawdziwymi historiami i sytuacjami „klasycznymi” dla zderzenia odmiennych kultur. Zderzenia te mają miejsce m.in., gdy partnerzy pochodzą z kultur, które różnią się między sobą zwłaszcza na jednym z wymiarów opisujących różnice międzykulturowe (zdefiniował je w latach 70-tych holenderski socjolog Geert Hofstde). Wymiar ten to „indywidualizm-kolektywizm” i dotyczy wagi, jaką dane społeczeństwo przykłada do dobra jednostki i grupy. Kultury indywidualistyczne, jak amerykańska, australijska czy wiele kultur zachodnioeuropejskich, na pierwszym miejscu stawiają jednostkę – jej dobro, sukces, szczęście itd., bardzo ceniona jest niezależność i samodzielność, człowiek skupia się zatem na sobie i najbliższej rodzinie, podczas gdy w kulturach kolektywistycznych, takich jak większość kultur latynoskich czy japońska, przywiązuje się dużą wagę do relacji społecznych, w których bardzo istotna jest przynależność do grupy, jej opinia i kontakt z nią (zwłaszcza z rodziną, nie tylko najbliższą). Najistotniejszą wartością w takich społeczeństwach jest lojalność – w zamian za nią grupa opiekuje się jednostką. Nietrudno sobie wyobrazić konflikt w sytuacji, gdy partnerzy pochodzą z tak odmiennych kultur. Przytoczona powyżej sytuacja z życia Brazylijki i Anglika to przykład właśnie takiego sporu. Innym, bardziej bolesnym, choć nierzadko spotykanym wyrazem spięć takich ludzi są sytuacje, w których osoba z kultury indywidualistycznej dąży w intymnym związku do zachowania własnej przestrzeni i względnej autonomii, podczas gdy partner lub partnerka pochodząca z kultury kolektywistycznej zupełnie inaczej widzi wysoką „jakość” związku – zależy jej/jemu np. na większej bliskości i spędzaniu większej ilości czasu razem. Brak konsensusu w takiej sytuacji może doprowadzić do swego rodzaju błędnego koła: „kolektywista/-ka” będzie dążył/-a do większej bliskości, by w związku było lepiej, ale takie działania mogą sprawić, że „indywidualista/-ka” poczuje się przytłoczony/-a presją partnera i zacznie się od niego oddalać, by chronić swoją niezależność, w związku z czym partner będzie, w dobrej wierze, „starał się” jeszcze bardziej, co może oddalać ich od siebie aż do momentu, gdy błędne koło pęknie wraz z integralnością związku (czasem taka sytuacja prowadzi także do zdrady).

Polska kultura należy do kultur indywidualistycznych, leży jednak stosunkowo blisko środka osi indywidualizm–kolektywizm , co potwierdza praktyka: mimo że ogólnie jesteśmy społeczeństwem indywidualistów ceniących sobie własną prywatność i autonomię, to możemy jednocześnie zauważyć u siebie cechy bardziej kolektywistyczne, zwłaszcza u ludzi pochodzących z bardzo „zjednoczonych”, dużych rodzin, przywiązujących istotną wagę do pielęgnacji więzi. Nie tylko historia rodzinna, ale i osobista może pomóc nam wykształcić w sobie osobowość bardziej indywidualistyczną lub kolektywistyczną. W związku wiele zależy także od partnera – możliwe, że Polka w związku z Kolumbijczykiem (kultura kolektywistyczna) będzie dbała bardziej o własną niezależność, podczas gdy Polak w relacji z Holenderką-indywidualistką będzie dążył raczej do zacieśnienia więzi.

Wspomniałem wcześniej o akceptacji różnic kulturowych. Taki jest najczęstszy scenariusz, zwłaszcza, że zakładamy, że partnerzy kochają się i chcą zrobić wszystko, by pokonać trudności, jakie napotyka ich związek. Negatywna wersja wydarzeń zakłada jednak inną sytuację: wyrzucanie sobie różnic kulturowych i interpretowanie ich jako niemożliwe do zmiany wady partnera. Możemy np. usłyszeć: „Wy, Polacy jesteście zamknięci w sobie i nigdy nie wyrażacie emocji!”. Jest to ważny komunikat i nie możemy go lekceważyć. Na szczęście nawet, jeśli partner uważa jakieś negatywne zachowanie za wadę wywodzącą się z kultury, zawsze możemy się zmienić, nie jesteśmy wszak więźniami naszego pochodzenia (nawet najbardziej zamknięty w sobie osobnik może nauczyć się wyrażać emocje!). Eskalacja wyrzucania sobie wad (obojętnie skąd się one wzięły) z pewnością nie doprowadzi do niczego produktywnego. Ważne jest, by partnerzy otwarcie rozmawiali o swoich potrzebach i nie bali się wyrazić swojego niezadowolenia – to pierwszy krok do konstruktywnego rozwiązania problemu.

Spotkanie dwóch rodzin

Kolejnym punktem spotkania dwóch kultur jest rodzina pochodzenia. Woody Allen twierdzi, że związku nie tworzą dwie osoby, ale sześć: ona, on, jej rodzice oraz jego rodzice. W związek wchodzimy z tzw. przekazem rodzinnym, czyli przekonaniami o wartościach, funkcjach partnerów w związku, relacjach międzyludzkich itd. Co zatem z teściami w związku międzykulturowym? Akceptacja wybranka czy wybranki dziecka powinna być oczywistością, ale dobrze wiemy, że nie zawsze tak jest. A co dopiero, jeśli partner czy partnerka nie mówią w języku teściów, są innego wyznania czy mają inny kolor skóry? W takich przypadkach rodzina może mieć istotny wpływ na relację. Jeśli „obcy” zostanie szczęśliwie zaakceptowany przez teściów, pojawia się kwestia wspomnianego uczestnictwa rodziny w życiu partnerów. Przykładem trudnego do przeskoczenia problemu może być sytuacja, w której osoba wywodząca się z kultury (i, tym bardziej, rodziny) tradycjonalistycznej (czy wręcz konserwatywnej) nie wyobraża sobie zamieszkania z partnerem bez uzyskania wcześniej pozwolenia na to od własnej rodziny. W niektórych kulturach ten swoisty rytuał przejścia jest wręcz obowiązkowy (i u nas podawało się dawniej czarną polewkę), podczas gdy przedstawicielom szeroko pojętego świata zachodniego może wydać się oznaką zbytniego uzależnienia od rodziny. Innym, bardziej prozaicznym powodem występowania konfliktów jest nierzadko częstotliwość kontaktów z rodziną. Punktem zapalnym bywają w tym przypadku…święta. Niektórzy uważają spędzanie Bożego Narodzenia z rodziną za nienaruszalną regułę, inni wolą pojechać wtedy na narty.

Poważniejszym problemem może być wpływ rodziny na wychowanie dzieci – preferencje teściów w tej kwestii bywają powodem sporów w parach monokulturowych, w związkach międzykulturowych może to być temat jeszcze trudniejszy, gdyż rozbieżności w wizji wychowania młodego człowieka mogą być poważne (kwestie religii, języka, sposobu ubierania dziecka czy jego praw i obowiązków mogą się okazać bardzo wybuchowe) Niewykluczone, że partnerzy będą musieli mocno się wysilić, by zrozumieć zwyczaje panujące w rodzinie wywodzącej się z innego kraju, czasem będzie je trudno zaakceptować, będą wydawały się dziwaczne itd., ale i w tym przypadku najlepszy będzie otwarty dialog, dzięki któremu para określi swoje potrzeby związane z tą sferą życia i, dajmy na to, spędzi któreś Święta z jej rodziną…na nartach.

Obcy i tubylcy

Bezpośredni wpływ rodziny na związek nie jest może zbyt odczuwalny w przypadku osób, które żyją z dala od własnego kraju, jak pary „ślimaki” (T3) i obcokrajowcy mieszkający zagranicą, ale bywa nie lada wyzwaniem w parach typu T2, czyli tych skonstruowanych przez tubylca i obcokrajowca. W tej sytuacji z pewnością znajduje się wielu Czytelników, którzy stworzyli związek na terytorium partnera lub partnerki, czyli w Katalonii. Taka relacja ma oczywiście wiele zalet: osoba z zewnątrz może czuć się dobrze „zaopiekowana”, mieć wspaniałych przewodników po tutejszej kulturze i języku, co ułatwia integrację, zostać szybko zaakceptowana przez rodzinę partnera itd. Niemniej jednak fakt, iż Polka czy Polak „grają na wyjeździe” ma nierzadko spory wpływ na związek. Nie chodzi tu wyłącznie o rodzinę ukochanej/-ego, ale o terytorium i wszystko, co z nim związane. Kontynuując metafory piłkarskie możemy powiedzieć, że własne boisko daje mieszkańcowi Barcelony atuty takie jak znajomość języka, kultury, wszelakich zwyczajów i zasad panujących w tutejszym społeczeństwie itd. Te niewątpliwe atuty mogą obrócić się przeciwko parze. Miłość nie lubi bowiem sytuacji, w której jeden z partnerów ma większą władzę niż drugi – taka asymetria często odbija się źle na relacji i może doprowadzić do niezadowolenia ze związku, tym bardziej, jeśli pociąga za sobą zależność jednego partnera od drugiego. Istotne jest zatem, by tubylec nie wykorzystywał, nawet nieświadomie, faktu mieszkania w Katalonii w celu „pokazania, kto tu rządzi”.

W bardziej zaawansowanych etapach związku, np. gdy pojawiają się dzieci, pomoc rodziny będącej na miejscu może często okazać się zbawienna, niemniej jednak Polka czy Polak mogą czuć się osamotnieni w swojej wizji ich wychowania, jeśli muszą konfrontować ją nie tylko z wizją partnera, ale i z poglądami jej/jego rodziny. Poza tym dziecko siłą rzeczy lepiej będzie mówiło po hiszpańsku czy katalońsku niż po polsku i zanurzy się bardziej w tutejszej kulturze, nie mając dużego kontaktu z polskością. Sytuacje tego typu mogą pogłębiać poczucie osamotnienia, niepewności czy izolacji, które może pojawiać się w różnych momentach ze względu na tęsknotę za rodziną (a nawet poczucie winy z powodu oddalenia od niej), przyjaciółmi czy po prostu barszczem lub krakowskim rynkiem i sopockim molo. Musimy pamiętać, że imigrant traci niejako część siebie (wynikającą z zakorzenienia w kulturze pochodzenia) w momencie przeprowadzki do innego kraju. Są osoby, które stratę tę przeżywają źle i odczuwają swego rodzaju brak przynależności. Frustrująca może być niemożność wyrażenia uczuć we własnym języku czy brak bliskich przyjaciół. W takiej sytuacji partner powinien okazać sporą dozę empatii i nie zapominać, że, nawet mimo bycia dobrze zintegrowanymi, wciąż mamy prawo do chwil nostalgii.

Co ciekawe, zdarzają się związki typu T2, w których to obcokrajowiec zdobywa przewagę nad autochtonem właśnie dzięki byciu obcym, nowym, niezintegrowanym… Dzieje się tak wtedy, gdy przybysz zostaje dobrze przyjęty w Katalonii i w rodzinie partnera, ale, mimo mijającego czasu, nie do końca integruje się w nowym środowisku, gdyż jest mu/jej tak w pewien sposób wygodnie. Brak integracji daje swoistą taryfę ulgową, której, mniej lub bardziej świadomie, nie chcemy nieraz tracić, gdyż strata ta wiązałaby się z koniecznością wzięcia większej odpowiedzialności za siebie i związek. Czasem z pozycji osoby „słabszej” możemy doskonale kontrolować związek, robiąc to często zupełnie nieświadomie (lub świadomie szantażując emocjonalnie partnera wspominając co rusz, jak to się poświęciliśmy przyjeżdżając tu dla niej/niego, o ile nam jest trudniej itd.). Fenomen ten (w swojej nieświadomej wersji) odpowiada sytuacji, w której problem psychologiczny, np. depresja, posiada nieuświadomioną pozytywną funkcję dla cierpiącej na nią osoby (może np. zapewnić opiekę bliskich, na którą w przeciwnym przypadku nie moglibyśmy liczyć lub odciążyć nas od podejmowania trudnych decyzji, które podejmą za nas inni). Mimo pozornych zalet takiego układu dla obcokrajowca, nie jest to z pewnością najzdrowsza opcja dla relacji na dłuższą metę. Musimy bowiem pamiętać, że tam, gdzie wygrywa tylko jeden z partnerów, cały związek przegrywa.

Przeprowadzki

Inne wyzwanie, przed którym stanęli z pewnością niektórzy z Czytelników, to przeprowadzka do Barcelony z partnerką lub partnerem z Polski. W tej sytuacji związek „lokalny” (T1) zmienia się w związek-ślimak (T3). Partnerzy rozpoczynają proces integracji z tego samego punktu startowego, co nie znaczy jednak, że razem dobiegają do mety zwanej udaną akulturacją. Właściwie już na starcie, mimo pozornie tych samych warunków, różnice mogą być istotne: jeden z partnerów może być np. bardziej ekstrawertyczny, dzięki czemu łatwiej nawiąże pierwsze kontakty, mówić lepiej po hiszpańsku, być mniej związany z rodziną i przyjaciółmi w Polsce, podczas gdy drugi nie jest tak otwarty i bardziej tęskni za bliskimi. Zdarzyć się może, że jeden z partnerów rzuci się w wir nowego życia, a drugi nie odnajdzie się w nowym otoczeniu tak łatwo. Kto pierwszy znajdzie pracę? Kto bardziej zainteresuje się miejscową kulturą, językiem, sposobami spędzania wolnego czasu? Różnice te, niezarysowane wyraźnie przed przeprowadzką, prowadzą czasem do kryzysów w związku, polegających np. na tym, że jedna z osób (najczęściej ta słabiej zintegrowana) zamyka się w sobie (a czasem nawet popada w depresję), a druga oddala się od niej, „robiąc swoje” w nowej rzeczywistości i zapominając nieco o partnerze. W ekstremalnych przypadkach takie oddalenie może doprowadzić do zdrady czy rozstania. Warto zatem pamiętać o tym, że wspólne wyzwania w nowym kraju mogą być przeżywane bardzo różnie, należy zatem dbać o partnera i wspierać się nawzajem, zwłaszcza w pierwszych miesiącach na nowej ziemi.

Osoby, które przeprowadzają się razem do Barcelony zmagają się też czasem z problemem izolacji przeżywanej wspólnie. Chodzi o związki, które z wyzwaniami stawianymi przez nowy kraj radzą sobie poprzez zacieśnienie więzi, co zazwyczaj jest oczywiście pozytywne, ale jego skutkiem ubocznym bywa brak integracji. Osoby takie nie nawiązują zbyt wielu nowych znajomości, nie poznają głębiej nowej kultury i języka, niemal wszystko robią wspólnie i po pewnym czasie uzależniają się od siebie przesadnie. To z kolei może prowadzić do swoistego zastoju w związku. Receptą na rozwiązanie tego problemu może być choćby niewielkie uniezależnienie się od partnera – pójście samemu na jogę, lekcje hiszpańskiego itd. i dzięki temu poczucie się silniejszą/-ym indywidualnie, a przy okazji nawiązanie nowych znajomości i ożywienie życia towarzyskiego pary.

Zmian miejsca zamieszkania mogą dotyczyć również pozostałych typów związków, w których znajdują się Polacy w Barcelonie. Ogromną zmianą dla związku Katalończyka z Polką może być przeprowadzka do Polski. Będzie się to wiązało z odwróceniem ról gospodarza i gościa, a więc ze zmianą w układzie sił w relacji. Niemały szok kulturowy nastąpi również w przypadku zmiany typu związku z T4 na T2, co ma miejsce np. gdy para obcokrajowców mieszkających w Barcelonie (np. Polak i Włoszka) decydują się na przeprowadzkę do Polski lub Włoch. W tej sytuacji jedno z nich znajduje się nagle u siebie, a drugie staje przed wyzwaniem związanym z integracją w nowej kulturze. Takie zmiany wymagają wielkiej uważności, zwłaszcza ze strony gospodarza.

Nie taki obcokrajowiec straszny…

Reasumując, choć związki międzykulturowe mogą wydawać się bardziej skomplikowane od tych monokulturowych , nie oznacza to, że problemy w nich występujące są liczniejsze czy trudniejsze do pokonania. Jak Czytelnicy z pewnością zauważyli, większość wyzwań jest bardzo podobna lub wręcz identyczna do tych, które stają przed parami „krajowymi”. Czasami jednak, gdy zostajemy postawieni przed owymi wyzwaniami, wydaje nam się, że z rodakiem czy rodaczką łatwiej byłoby nam je pokonać. Warto jednak przyjrzeć się uważnie historii partnera i nas samych, zrozumieć wpływ odmiennych kultur na naszą osobowość, odstawić na bok stereotypy i podejść do problemu konstruktywnie, by razem znaleźć wyjście z trudnej sytuacji i zdefiniować wspólną wizję związku w przyszłości (co również czasem wydaje się nam łatwiejsze z rodakiem). W trudnej sytuacji należałoby też przypomnieć sobie, co skłoniło nas do zbudowania relacji właśnie z tą wyjątkową osobą i zwrócić uwagę na to, co w niej kochamy. Takie spojrzenie na pewno przyda nam się na co dzień, nawet przy braku problemów w związku.

Share: