Bajzel w Barcelonie. Wywiad.

Share:

26 i 27 czerwca w Bodega Saltó i La Bàscula odbyły się dwa koncerty polskiego muzyka ze Świnoujścia znanego pod pseudonimem Bajzel. Mimo, iż oba występy odbywały się w dni robocze, zjawiło się na nich wielu słuchaczy, w tym spore grono naszych rodaków.

Ponieważ był to pierwszy występ Bajzla w Barcelonie postanowiliśmy go zapytać skąd ten pomysł i jak ogólnie ocenia swój przyjazd do stolicy Katalonii.

PB:  „Witaj Piotrku, jak to się stało, że zjawiłeś się w Barcelonie? Skąd ten pomysł? Od czego się zaczęło?

Bajzel: Dzięki uprzejmości Karoliny Pacewicz miałem zaszczyt nawiedzić Barcelonę z występami na żywo. Zaczeło się od tego że Karolina – wielka miłośniczka Barcelony i tamtejszej muzyki (i twórczości Bajzla – przyp. red) postanowiła zorganizować w Barcelonie bajzlowe koncerty. Dzięki temu, że jest mocno zaprzyjaźniona z barem samego Manu Chao -„Mariatchi”, który jest miejscem kultowym, udało się jej rozprzestrzenić tam moją muzykę. Potem zorganizowała mi występy w tamtejszych klubach i całą promocję z tym związaną. Bardzo też fajnie zachowała się tamtejsza Polonia i portal Polonia Barcelona, które zrobiły mi bardzo dobrą promocję. Duże za to podziękowania!

bajzel-0

Bajzel w Barcelonie, Bar Bodega Saltó

PB: Piosenka Maniana sugeruje nawet niezbyt mocno ukrywaną fascynację Hiszpanią, ale raczej południową, słychać w tym utworze Andaluzję, więc o co chodzi z tą Barceloną? Jak wrażenia; ludzie, miasto? Podobało się, czy nie?

Bajzel: Hiszpania zaczarowała mnie już w roku 2000, kiedy pojechaliśmy do Andaluzji z zespołem Popend i przez półtorej miesiąca graliśmy koncerty po różnych miejscówkach. Po latach zaispirowany tą przygodą wyplułem piosenkę „Maniana”. Barcelona też potrafi zainspirować. Bardzo podoba mi się to miasto, gdzie prawie przez cały rok jest słońce, gdzie przyjaźnie nastawieni ludzie potrafią tańczyń i śpiewać bez wcześniejszej libacji, a na zwykłym bazarze kupuje się świeże owoce morza. No i nie widziałem tam ani jednego dresa ani hipstera! To niestety bardzo nasze. Poza tym co za oszczędność na ogrzewaniu! Nic tylko się uczyć języka i wio.

Oczywiście były też minusy ale zazwyczaj te co wszędzie, czyli zakazy na każdym kroku, ale to już jak u nas, wina traktowania ludzi przez władzę w i imię „cywilizacji”

PB: Dotarły do nas słuchy, że wszyscy w Barcelonie widzieli Twój teledysk „Happy love”, jak to jest na każdym kroku słyszeć: „good job”??

Bajzel: Żeby wszyscy, to oczywiście gruba przesada, ale często słyszałem komplementy od ludzi związanych z Barem Mariatchi, a parę razy od znanych tamtejszych muzyków, wtedy mówili zazwyczaj „good job”.

PB: Jak koncerty? Jest plan na ponowną wizytę?. Jak to się stało, że udało się nawiązać współpracę z kultowym barem Manu Chao – Barem Mariatchi?

Bajzel: Koncerty nie mnie oceniać, ale było zajebiście, stąd kolejne plany wyjazdowe do Barcelony wg. przysłowia kuć żelazo póki gorące:) Po ostatniej wizycie mi również udało się może jeszcze nie zaprzyjaźnić, ale już skumplować z kultowym Barem „Mariatchi” i dzięki ich uprzejmości moża kupić tam moje płyty z gratisową butelką najlepszego na świecie wermutu domowej roboty – począwszy od uprawy winogron!

Share: